W ubiegłym roku w styczniu spędziłam dwa tygodnie na Cyprze. W tamtejszym łagodnym klimacie całe dnie przebywaliśmy na powietrzu spacerując, zwiedzając i wdychając morskie powietrze. W styczniu przyleciała na Cypr także Justyna, której kilka gościnnych wpisów już prezentowałam na blogu. Tylko, że jej podróż była służbowa, wobec czego oprócz zwiedzania, odkryje nam troszkę Cypr od podszewki. A job shadowing można streścić jako naukę poprzez obserwowanie innych pracowników.
Job shadowing na Cyprze
Tak się dziwnie złożyło, że 18 stycznia 2020, dokładnie w dniu, w którym Mariola z mężem wracali z Cypru, ja wraz z dwoma koleżankami z pracy i naszymi dziećmi na Cypr polecieliśmy. Nasza podróż była służbowa, a nie turystyczna, więc zwiedzania nie było wiele.
Ale wspominam ją jako fantastyczną przygodę, która dała mi o wiele więcej niż wycieczka krajoznawcza. Mieliśmy możliwość poznać kilku wspaniałych mieszkańców tej wyspy, zobaczyć jak żyją, jak pracują w szkole. Obserwowałyśmy pracę cypryjskich nauczycieli, na lekcjach dwujęzycznych, czyli prowadzonych częściowo po angielsku, a częściowo po grecku. Nasze dzieci miały możliwość uczestniczenia w lekcjach i zawarcia znajomości z cypryjskimi kolegami, świetnie się przy tym bawiąc.
Mieszkaliśmy w Limassol, w bardzo przyjemnym apartamencie w centrum miasta (Andros Residence). Nasi gospodarze byli bardzo sympatyczni i pomocni. Do morza musieliśmy maszerować parę kilometrów, ale dawaliśmy radę.
Szkoła
W polskiej szkole uczę już wiele, wiele lat, ale dopiero na Cyprze zobaczyłam szkołę inną niż polska. Była to Pano Polemidias Primary School.
Pierwsze zaskoczenie – związane z klimatem – wszystkie korytarze na wolnym powietrzu, sala gimnastyczna pod dachem, ale bez ścian. Dzieci spędzają wszystkie przerwy bawiąc się i biegając po świeżym powietrzu na rozległym szkolnym placu. Cały teren jest ze względów bezpieczeństwa ogrodzony i zamknięty.
Klasy i lekcje nie różnią się wiele od naszych, wyposażenie podobne jak u nas. To, czego możemy im pozazdrościć to fakt, że dzieci nie muszą nic kupować na lekcje plastyki – wszystkie materiały finansuje szkoła.
Dzieci chodzą do szkoły w mundurkach – wygodnych, szarych bawełnianych dresach, mają też wersję odświętną na uroczystości szkolne.
Był styczeń i były lekcje o zimie, dzieci śpiewały po angielsku o śniegu, więc spytałam czy widziały śnieg. Oczywiście, że tak, jeżdżą nawet na nartach, bo w górach zimą śniegu nie brakuje.
Dzielnica, w której znajdowała się „nasza” szkoła powstała dla uchodźców z zajętej przez Turcję północnej części wyspy po inwazji tureckiej na Cypr w 1974 roku. Wspomnienia tej wojny są wciąż żywe i bolesne. Przykro było słuchać wspomnień nauczycielek o tym jak będąc dziećmi musiały zostawić swój dom, swój rowerek, swoje zabawki i budować swoje życie od nowa w Limassol.
Sami będąc uchodźcami, cypryjscy nauczyciele (i nie tylko oni) pomagają uchodźcom z Syrii, którzy uratowawszy się ze strasznej wojny, muszą zaaklimatyzować się na Cyprze nie znając nawet języka. Stąd tytaniczna praca z dziećmi syryjskimi, które nie mówią po grecku i najczęściej nie chodziły w ogóle do szkoły. Efekty ? Syryjskie dzieci nie tylko się uczą, ale przede wszystkim wracają do normalnego życia. Chłopiec z Syrii krótko po przybyciu na Cypr namalował bardzo szczegółowo i realistycznie karabin. Jego najnowsze dzieło? Piękny ptak, którego pozwolił mi sfotografować.
Kuchnia
Pierwszą rzeczą, którą jadłam w restauracji na Cyprze była – pizza (terror młodego pokolenia). Ale potem było już tylko lepiej. Nigdy nie zapomnę prawdziwej cypryjskiej uczty w domu naszej wspaniałej opiekunki i przewodniczki – nauczycielki Anstazji. Tradycyjna zupa cypryjska (trahana) przyrządzona z jogurtu i zbóż smakowała tak sobie, ale meze z klasycznym cypryjskim halloumi i fantastyczne dolmadakias (coś jak nasze gołąbki z kapusty, ale w liściach winogron), miejscowe słodycze i słodkie wino (komandarija) to była wspaniała, niezapomniana uczta przy choince i kominku. Dzieci miały super zabawę ze szczeniakami.
Co mnie zaskoczyło w cypryjskim domu? Wszędzie, poza salonem było potwornie zimno. Tam nie było centralnego ogrzewania! Zresztą w szkole też nie było za ciepło. Wniosek? Mieszkańcy leżącego na samym południu Europy Cypru są bardziej zahartowani i odporni na chłód niż ciepłolubni środkowoeuropejscy Polacy!
Cudowną cypryjską ucztę zakończył nocny spacer po ogrodzie naszej gospodyni połączony z obfitymi zbiorami mandarynek.
Druga cypryjska uczta odbyła się w tradycyjnej restauracji wraz z nauczycielami naszej zaprzyjaźnionej szkoły. Oczywiście było meze i halloumi i sałatki i tradycyjne słodycze, ale mnie najbardziej smakowały souvlaki (czyli grillowanie mięso) – dałam się skusić, choć mięso jadam bardzo rzadko i przysmak nad przysmaki –wegetariańska mousaka – przyrządzona specjalnie dla nas (a zasadzie dla mnie – bo powiedziałam, że kocham mousakę).
Jeszcze jedno miejsce, którego nie zapomnę, to mały bar przy plaży. Sałatki, wegetariańskie souvlaki (z halloumi) smakowały tam wybornie ze względu na bliskość morza, a kawę piłyśmy bezpośrednio na plaży, podczas gdy dzieciaki zajadały lody.
Z Cypru przywiozłam – dla siebie i rodziny soutzoukos – podłużne galaretki z soku winogronowego z migdałami wyglądające jak kolorowe kiełbaski. Bardzo szybko poznikały!
Limassol i okolice
Kourion
Najpiękniejszym miejscem, które widziałam na Cyprze było Kourion – starożytne ruiny w okolicy Limassol.
Zawiozła nas tam nasza nieoceniona przewodniczka Anastazja – w strugach ulewnego deszczu. Ale wkrótce deszcz przestał padać i wyjrzało słońce. Uwielbiam wędrować po starożytnych ruinach. A w Kourion było wszystko to, co kocham: świetnie zachowany (i używany do dziś) amfiteatr, piękne mozaiki i zapierające dech w piersiach widoki na morze. Nie było wrzeszczących cykad, ślicznych gekonów i upału, które mi się dotychczas nieodmiennie kojarzyły z takimi miejscami. Zamiast tego – soczysta zieleń i piękne kwiaty.
Centrum Edukacji Ekologicznej
Centrum Edukacji Ekologicznej leży w okolicy Limassol, niedaleko Kourion. Wstęp jest bezpłatny.
Obserwując atrakcyjne wystawy mogliśmy dowiedzieć się sporo o okolicznej faunie i florze. Jednak największe atrakcje są na zewnątrz, gdzie przez lunety można obserwować wielkie stado flamingów brodzących po Słonym Jeziorze.
Podziwialiśmy tam również ogród pełen śródziemnomorskiej roślinności z kwitnącymi cyklamenami.
W pobliżu znajduje się brytyjska baza RAFu, a niedaleko w Kolossi malowniczy zamek (niestety widzieliśmy go tylko z zewnątrz).
Zamek i promenada w Limassol
Do morza szliśmy około 4 kilometry z naszego apartamentu i po drodze mijaliśmy opustoszałą, zapuszczoną, niezbyt przyjemną dzielnicę. Dopiero potem dowiedzieliśmy się, że to była niegdyś dzielnica turecka. Po wojnie w 1974 roku również wielu cypryjskich Turków opuściło swoje domy w Limassol i emigrowało na północ.
Średniowieczny zamek w Limassol nie jest szczególnie ciekawy, ale warto do niego zajrzeć, choćby po to, aby podziwiać widoki na góry z jednej i na morze z drugiej strony.
Promenada jest długa, szeroka i pełna zieleni. Są tam olbrzymie palmy, fontanny i ciekawe rzeźby. A za nią zaczyna się kamienista plaża, gdzie dzieci mogły poszaleć i pomoczyć nogi w morzu (w styczniu!).
Miejski park i ZOO
W parku można zjeść lody podziwiając olbrzymie palmy i inne rośliny.
Zoo jest małe, są w nim m.in. kangury, małpki i flamingi, które w naturalnym środowisku mogliśmy zobaczyć tylko z daleka. Największym plusem Zoo była dla nas obsługa – wpuścili nas za darmo na 20 minut przed zamknięciem. Największe rozczarowanie – brak osiołków!
Osły na Cyprze są jedną z najpopularniejszych pamiątek: mamy figurki osłów, magnesy z osiołkami i torbę z osiołkiem. Niestety, nigdzie nie widzieliśmy ani jednego żywego osiołka!
Muzeum Archeologiczne
Ładny budynek wśród zieleni w pobliżu zoo. W środku starożytne rzeźby, ceramika, monety, biżuteria i narzędzia. Ja bardzo lubię takie miejsca.
Cypryjskie Muzeum Teatru
Byliśmy tam na wycieczce szkolnej wraz z uczniami goszczącej nas szkoły. Muzeum zostało stworzone ze zbiorów pasjonata teatru. Zgromadzono w nim różne rekwizyty teatralne, głównie kostiumy i projekty scenografii. Dzieci miały najpierw warsztaty z robienia kapeluszy (nasze pociechy w tych fantazyjnych kapeluszach wróciły do Polski), potem zwiedzanie, a na końcu krótkie scenki z wybranymi rekwizytami. Mogę polecić miłośnikom teatru.
Muzeum Chleba
Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
Dla darów nieba
Tęskno mi Panie
– w stylu chyba rozpaczliwym tłumaczyłam Norwida na angielski, a Anastazja, która do Muzeum Chleba nas zawiozła, tłumaczyła przesympatycznej właścicielce tego małego prywatnego muzeum z angielskiego na cypryjską odmianę greki. W tym momencie bynajmniej do Polski tęskno nam nie było. Chłonęłyśmy cypryjskie opowieści Dority Voskaridou pijąc herbatę i racząc się słodkościami. Potem podziwiałyśmy dzieła wykonane z masy chlebowej. Robi się takie (do dekoracji, nie do jedzenia) na wesela, Boże Narodzenie, Wielkanoc. Przy okazji poznałyśmy sporo legend i tradycji związanych z Cyprem i greckim kościołem ortodoksyjnym. Dziś na mojej choince, obok innych dekoracji, wisi cypryjski aniołek z masy chlebowej.
Cerkiew
Wracając po raz ostatni ze szkoły zajrzeliśmy w melancholijnym nastroju do ślicznej małej, średniowiecznej cerkwi Agia Anastazja. Nie sposób być na Cyprze i nie zajrzeć do kościoła. Stare, kamienne mury, kolorowe ikony, to coś, co nieodłącznie wiąże się z kulturą grecką.
Larnaka
Tygodniowy pobyt na Cyprze był stanowczo za krótki. Ostatniego dnia pojechaliśmy z bagażami do centrum Larnaki. Nasza wspaniała Anastazja załatwiła nam miejsce na przechowanie bagaży w knajpce jej ciotki tuż pod zamkiem.
Zwiedzanie Larnaki zaczęliśmy więc od średniowiecznej twierdzy. Zamek jest nieduży, ale pełen zieleni i bardzo malowniczo położony przy piaszczystej plaży. Piękne widoki na morze i na okolice.
Potem z przyjemnością wędrowaliśmy promenadą, z której widzieliśmy wiele luksusowych hoteli, a następnie zanurzyliśmy się w uliczki starego miasta. Już po zmroku dotarliśmy do słynnej zabytkowej cerkwi św. Łazarza z IX wieku, słynącej z pozłacanego ikonostasu i uchodzącej za najpiękniejszy zabytek Larnaki. Niestety, nie mogliśmy zwiedzić jej wewnątrz, bo akurat obywał się tam ślub.
Wieczorem, pojechaliśmy na lotnisko. Abstrakcyjnie brzmiały w moich uszach ostrzeżenia męża koleżanki, żeby nie dotykać klamek, bo po Europie zaczyna krążyć tajemniczy wirus z Wuhan….