Jak zwiedzać Pragę z dzieckiem czyli czerwcowy długi weekend i wyjazd do Pragi z wnukiem i jego mamą.
Czy żywiołowy 4-latek „pozwoli” nam zobaczyć miasto? Ogólny plan zwiedzania uwzględniał atrakcje dla najmłodszego członka wycieczki i nie zawierał zwiedzania muzeów. W tym wieku podziwianie dzieł sztuki nie jest priorytetem.
Chłopak zachęcony do długiej podróży do Pragi różnymi atrakcjami, najbardziej wyczekiwał przejazdu tramwajem. A ponieważ z hotelu do zabytkowego centrum jechaliśmy ok. 25 min. więc obserwowanie miasta przez szybę było nielada frajdą..
Na początek wysiedliśmy na Placu Wacława (Vaclavske nam.) i poszliśmy do restauracji „Vytopna”. Podobno często trzeba tam czekać na stolik lub wcześniej go rezerwować. Dlatego udaliśmy się tam przed południem. Restauracja ma fajną atrakcję dla dzieci i nie tylko. Po całym lokalu jeżdżą pociągi zabawki i rozwożą napoje, ale tylko na niektóre stoliki pociąg może wjechać. Za atrakcję płaci się dodatkowo (oprócz kwoty za zamówienie) 25 koron/os.
Następnie poszliśmy w kierunku placu Staroměstské náměstí aby obejrzeć zegar astronomiczny (Pražský orloj), po drodze próbując puszczać bańki.
Ponieważ zegar nie wzbudził specjalnego zainteresowania, kierujemy się w stronę Mostu Karola (Karluv most). Chłopak dzielnie pokonuje odległości, często za widok mając nogi innych ludzi. Tłum coraz gęstszy.
Na moście zabawimy się w wyglądanie za balustradę i sprawdzanie, w którym miejscu nad rzeką jesteśmy. I tak oglądamy Wełtawę i z prawej i z lewej strony. Po zejściu z mostu, tuż przy rzece jest plac zabaw. Tam robimy dłuższy odpoczynek. Wnuczkowi podobały się nie tylko atrakcje na placu ale również przepływające statki.
Statki są ciekawe, więc może popływamy. Blisko placu zabaw (trzeba przejść pod mostem) znajduje się przystań. Akurat za 20 minut jest kolejny rejs.
Statek był najfajniejszym miejscem do obserwacji okolicy. Były kaczki, łabędzie i tramwaj na nabrzeżu i koparka, a przede wszystkim wiele innych łodzi i dziesiątki pytań o wszystko. Zrobiło się późne popołudnie, na rzece zaczął wiać chłodny wiatr. Postanowiliśmy wracać do hotelu. Jeszcze tylko krótki przejazd metrem. Samo metro nie wzbudziło takich emocji jak długie ruchome schody. Tramwaj też był fajniejszy, można powyglądać przez okno.
Następny dzień rozpoczynamy od zwiedzania Hradczan a właściwie od spaceru po wzgórzu i oglądaniu budowli z zewnątrz. Weszliśmy jedynie do katedry.

Na wzgórze dojechaliśmy tramwajem wysiadając na przystanku Pražský hrad. Tutaj nie spodziewałam się zachwytów ze strony wnuka, chociaż, ku naszemu zaskoczeniu, po wejściu do katedry było głośne „wow”. I to by było tyle. Dalej to my oglądaliśmy budowle.
Ze wzgórza zeszliśmy długimi schodami do przystanku Malostranska. Tuż obok stacji metra znajduje się restauracja i plac z fontanną. Robimy przerwę na obiad. W oczekiwaniu na zamówienie prowadzę z wnukiem rozmowę na temat stopnia zanieczyszczenia wody w fontannie.
Znacznie ciekawsze dla dzieci jest wzgórze Petrin. Jedziemy tramwajem do przystanku Ujezd. W pobliżu znajduje się kolejka, którą wjeżdżamy na wzgórze.
A na wzgórzu Petrin było sporo atrakcji:
- przejażdżka na kucyku;
- bieganie po alejkach ogrodu różanego; ależ to był ładny i pachnący zakątek;
- spacer po alejkach wzgórza;
- relaks na placu zabaw – głównie wspinaczka po linach;
- i mnóstwo śmiechu w Labiryncie Luster.
Zabierając małe dziecko na raczej trudną wycieczkę po dużym mieście, trzeba dostosować się do jego możliwości. Dlatego zrezygnowaliśmy ze zwiedzania muzeów. Natomiast sam spacer po starówce, wzgórzach, nad rzeką sprawił nam wiele przyjemności. Były jeszcze inne fajne chwile np. kiedy jedliśmy trdelnik (tradycyjne ciastko czeskie) siedząc na wózku transportowym.
Zainteresowanie wzbudzały też, dość liczne w Pradze, zabytkowe samochody..
Kiedy ostatniego dnia rano powiedziałam, że się pakujemy i wracamy do domu, usłyszałam od wnuczka „Już? A mnie jest tu tak dobrze”.
Praga to miasto, do którego mogę wracać wielokrotnie, ale Czechy to przecież całe mnóstwo bardziej i mniej znanych miejsc.
.