Oddaję głos Justynie, której już wcześniej zamieściłam kilka wpisów. Będzie to powrót do przeszłości… Zresztą niech sama opowie.
Zimą na blogu Marioli często pojawiają się wspomnienia, podróże w przeszłość. Więc i tym razem taka podróż.
Rok 2021 był jednym z najgorszych w moim życiu. Opiekowałam się moją Mamą, która z każdym dniem była coraz słabsza zarówno fizycznie jak i umysłowo. Jej stopniowe odchodzenie z tego świata było dla mnie bardzo bolesnym przeżyciem. Ostatecznie pokonało ją przeziębienie, które przerodziło się w zapalenie płuc. Mama odeszła w piątek 29 października, a dokładnie tydzień później, spadła na nas absolutnie niespodziewana wiadomość o śmierci męża Marioli, Krzysztofa.
Moja Mama, dopóki była w stanie, z zapałem czytała bloga ” Seniorki z plecakiem”.
Dzieciństwo mojej Mamy przypadło na tragiczne lata II Wojny Światowej i choć jej wojenne wspomnienia miały wartość historyczną, to nigdy ich nie spisała. Może były dla niej zbyt traumatyczne i nie chciała do nich wracać. Natomiast młodość mojej Mamy przypadła na trudne, ale pełne nadziei i optymizmu lata powojenne. Z tych lat spisała wspomnienia z harcerstwa, a fragmenty opublikowano w pracy zbiorowej „Harcerzem wiernym być ” wydanej w 65 rocznicę powstania drużyn harcerskich w Siewierzu; Siewierz 2010 r.
Po strasznych latach okupacji nazistowskiej w 1945 roku odzyskaliśmy wolność i radość życia. Na pewno nie były to lata łatwe, kraj w znacznej części leżał w ruinie, brak było czasami podstawowych artykułów, ale odradzało się nowe życie.
My wtedy mieliśmy po naście lat i cieszyliśmy się, że możemy chodzić do szkoły, zdobywać wiedzę i zapisać się do harcerstwa. Żeńską drużynę harcerską zorganizowała nauczycielka, pani Rosowa. Ona też pełniła funkcję drużynowej. Całym sercem poświęcała się pracy na rzecz harcerstwa. Harcerstwo dla nas młodych, było radością i niejako oknem na świat.
Największą atrakcją dla mnie , a myślę, że także dla innych druhen były zbiórki, na których uczyłyśmy się piosenek, różnych zabaw i poznawałyśmy dzieje ojczyste niezwykle barwnie opowiadane przez drużynową . Bardzo lubiłyśmy zbiórki w plenerze, a zwłaszcza w ruinach zamku .
Często drużyna żeńska wraz z męską organizowały ogniska, na które chętnie przychodziła społeczność siewierska.
Minęło już tyle lat, a ja ciągle mam w pamięci płonące ognisko, a przy nim harcerki i harcerze, a także widzowie, którzy przyszli posłuchać śpiewu, pośmiać się z inscenizacji skeczy. Gdy zapadał zmierzch i pora było kończyć, wtedy las rozbrzmiewał (a było to najczęściej na tzw. Rejentowskich Górkach) piosenką: „Już do odwrotu głos trąbki wzywa, alarmują ze wszech stron…” lub „Idzie noc, słońce już zeszło z gór, zeszło z pól, zeszło z mórz, w cichym śnie zaśnij już …”
Na pewno wiele wydarzeń związanych z harcerstwem uleciało gdzieś w niepamięć, ale pobyt na obozie w Muszynie (w 1948 roku) był dla mnie wielkim przeżyciem i mocno zakodował się w mej pamięci. Był to bowiem mój pierwszy wyjazd na obóz i moje pierwsze zetknięcie się z górami. Nasz obóz był za Muszyną w dolinie Popradu, wokół zaś rozciągały się góry. Pieczę nad nami miała pani Rosowa, ale same gotowałyśmy obiady na kuchni polowej, pełniłyśmy wartę (także nocną) i dbałyśmy o porządek wokół obozu. Z pobytu na obozie pozostało mi zdjęcie jak spożywamy obiad. Nawet pamiętam, że na pierwsze danie jadłyśmy zupę wiśniową z kluskami.
Dzięki pani Rosowej poznawałyśmy bliższe i dalsze okolice Muszyny. Szczególnie mocno utkwiła w mej pamięci wycieczka do Krynicy i Szczawnicy. Byłam zauroczona przepięknymi Pieninami, a spływ Dunajcem i wspinaczka na Trzy Korony to była dla nas niezapomniana przygoda. Zmęczone, ale pełne wrażeń wracałyśmy do Muszyny śpiewając:
” Jak dobrze nam zdobywać góry
I młodą piersią chłonąć wiatr
Prężnymi stopy deptać chmury
I palce ranić o szczyt Tatr
Mieć w uszach szum
Strumieni śpiew
A w żyłach roztętnioną krew
Hejże hej hejże ha
Żyjmy więc póki czas
Bo kto wie bo kto wie
Kiedy znowu ujrzę was”
Od tamtej pory niejednokrotnie byłam w górach , ale ta pierwsza wyprawa harcerska najbardziej wyryła się w mej pamięci.
I tutaj jedna moja uwaga natury historycznej. Siewierskie harcerstwo w latach powojennych nie miało nic wspólnego z komunizmem, ale czerpało z pięknych tradycji harcerstwa przedwojennego (o którym pisała Mariola i wielu komentatorów we wpisie o Górkach Wielkich).
Na dowód tego przytaczam dwa cytaty z publikacji „Harcerzem wiernym być” wydanej w 65 rocznicę powstania drużyn harcerskich w Siewierzu:
„W 1948 roku pojechałyśmy do Muszyny na prawdziwy obóz harcerski. Na obozie wszystko robiłyśmy same, od zbijania prycz, kopania latryny, po codzienne gotowanie posiłków. Dla mnie wielkim przeżyciem było otrzymanie wyróżnienia za oryginalny pomysł i piękne wykonanie krzyża z gałęzi (bez użycia gwoździ) z postacią Chrystusa uformowaną ze słomy.” – Wanda Oracz, z domu Majcherczyk
„Drużyna nasza działała według zasad harcerstwa przedwojennego. …W 1950r. Związek Harcerstwa Polskiego został przez rząd PRL rozwiązany.”
Ale wróćmy do wspomnień mojej Mamy.
Z harcerstwa pamiętam również wycieczkę do Wrocławia na Wystawę Ziem Odzyskanych (też w 1948 roku). Pojechały wtedy dwie drużyny z Siewierza, żeńska i męska. Z wycieczki do Wrocławia oprócz wspomnień pozostało mi zdjęcie, które przypomina mi dawne czasy, koleżanki i kolegów z naszej drużyny.
Na tej wycieczce był także mój brat Alfred. Alek był zakochany w harcerstwie, z dumą nosił mundurek. To umiłowanie do munduru (i do lotnictwa) skłoniło go do pójścia po maturze do Wojskowej Akademii Technicznej do Warszawy – Bemowo. Po ukończeniu Akademii otrzymał tytuł inżyniera ze specjalizacją osprzęt lotniczy – w stopniu porucznika. Pracował w jednostce wojskowej w Radomiu, a potem Zegrzu Pomorskim. Niestety, jego karierę wojskową przerwała nagła śmierć w 1959 roku.
Brat Mamy Alfred w mundurze oficera LWP
Czasami zastanawiam się, co dał mi pobyt w harcerstwie. Na pewno harcerstwo nauczyło mnie umiłowania ziemi ojczystej, jej przeszłości, dyscypliny, koleżeństwa, szacunku dla innych. Być może podświadomie pozostało mi z harcerstwa zamiłowanie do pracy z młodzieżą. Ukończyłam bowiem Studium Nauczycielskie i jako nauczycielka języka polskiego pracowałam w szkole podstawowej w Sosnowcu, a potem w Żelisławicach. Podobnie jak nasza druhna, pani Rosowa organizowałam dla młodzieży wiele wycieczek, pokazując im piękno Polski i ucząc miłości do naszego kraju.
Zofia Opara z domu Zaręba
Przedwojenne pokolenie mojej Mamy przeszło do historii. Teraz kolej na nas, roczniki powojenne, urodzone i wychowane w PRLu. „Żyjmy więc póki czas”.
„Niech cię nie niepokoją
Cierpienia twe i błędy.
Wszędy są drogi proste
Lecz i manowce wszędy.
O to chodzi jedynie,
By naprzód wciąż iść śmiało,
Bo zawsze się dochodzi
Gdzie indziej, niż się chciało.
Zostanie kamień z napisem:
Tu leży taki i taki.
Każdy z nas jest Odysem,
Co wraca do swej Itaki.”
(ODYS – L. Staff)
Kilka lat temu w podobnym duchu opublikowałam „Wspomnienia dziadka Edmunda„, ojca Zofii.