W Kiveri zamieszkaliśmy pod koniec naszej wędrówki po Peloponezie. To spokojna, rolnicza wioska nad zatoką Argos. Nie ma tu zabytków czy innych atrakcji. Jej mieszkańcy żyją głównie z uprawy pomarańczy i oliwek, a niewielki procent z rybołówstwa. Nieliczni wynajmują turystom apartamenty.
Kiveri jest malowniczo położone na zboczu góry. Nasz apartament znajdował się przy jednej z wyżej położonych dróg. Kiedy rano wychodzę na taras widzę rozległą panoramę okolicy. Tam, gdzie kończą się zabudowania, zaczynają plantacje pomarańczy. W oddali widać morze, a po drugiej stronie zatoki śliczne, zabytkowe miasto Nafplio.
Centrum Kiveri
Aby zrobić zakupy musimy zejść w dół do głównej ulicy. Do spożywczaka idę w lewo, a właściciel po trzeciej wizycie wita nas jak dawnych znajomych.
Do piekarni idę w prawo. Znajduje się prawie naprzeciwko stacji benzynowej. Właściwie jest to piekarnio-cukiernia. A w środku jakie wypieki! Oprócz chlebów przeróżne ciasta i ciasteczka, balkawy, pączki i wiele innych.
Tuż za piekarnią zlokalizowany jest sklep spożywczo-mięsny. Tam kupuję dolmades, oliwki w kilku rodzajach przygotowane własnoręcznie przez właścicielkę sklepu, a także tzatziki, lokalne sery. I przepyszny, gęsty jogurt.
Jogurt to hit naszego wyjazdu. Był na śniadanie i kolację, naturalny, z miodem lub owocami. Mój mąż, który unika słodkości ze względów zdrowotnych, w kawiarniach do kawy zamawiał porcję naturalnego jogurtu.
Gaje pomarańczowe
Ale wracajmy do Kiveri. Zakupy zrobione, więc trzeba udać się na spacer. Idziemy w stronę gajów pomarańczowych.
Wśród drzew wyczuwa się przyjemny jaśminowo-pomarańczowy zapach.
W maju przypada okres kwitnięcia drzew. Gałęzie pokryte są białymi, jędrnymi, wręcz grubymi kwiatami. Gdzieniegdzie wiszą zeszłoroczne owoce pomarańczy. Zrywam jeden z nich, jest przepyszny – soczysty, słodki, z niesamowitym pomarańczowym aromatem. W Polsce takich nie kupimy.
Swoją drogą to taka ciekawostka: zbiór pomarańczy przypada na koniec listopada i grudzień; niezerwany wtedy owoc przetrwał zimę, drzewo ponownie zakwitło, a zeszłoroczna pomarańcza nic nie straciła na jakości, a wręcz zyskała.
Nad brzegiem morza
Spacerując wśród drzewek pomarańczowych doszliśmy do brzegu morza. Nie było tu plaży, tylko niska skarpa omywana morską wodą. I jeszcze samotne drzewo figowe pochylone nad falami.
Plaża
Wracamy z powrotem w kierunku wioski i idziemy na plażę.
Plaża jest nieduża i kamienista, w sezonie rozstawiane są na niej leżaki. W pobliżu znajduje się kilka tawern.
Kiedy spojrzymy w przeciwnym kierunku, dostrzeżemy w oddali malutki port rybacki. To tam cumują nieliczni rybacy swoimi łódkami, na nabrzeżu układając sieci.
Powyżej portu znajduje się restauracja w typowo greckich, czyli niebieskich kolorach. Nie wiem jak smakuje jedzenie, nie miałam okazji spróbować, ale na pewno wygląda efektownie.
Pobliskie Nafplio
Kiedy już nasyciliśmy się spokojem Kiveri, pojechaliśmy nadmorską drogą do Nafplio – to tylko 14 kilometrów. Samochód został na wielkim portowym parkingu. Stamtąd już blisko do nadmorskiej promenady i ładnych uliczek zabytkowego miasta.
A zaczęliśmy zwiedzanie Peloponezu od Monemwasji.
Inne miejsca które odwiedziłam zobacz na mapie.
.