Peloponez, półwysep kontynentalnej Grecji. Niektórzy mówią, że to wyspa ze względu na oddzielający go od lądu Kanał Koryncki. Jednym z piękniejszych miast jest Monemwasia.
Zanim zaczniemy wędrówkę po tym kawałku lądu chciałabym podziękować Kasi, pasjonatce wyjazdów do Grecji, za przygotowanie podróży od strony technicznej. Jeszcze przed wyjazdem ustaliłyśmy, że nie zwiedzamy znanych miejsc, ponieważ Kasia była w nich wielokrotnie, a ja też je swego czasu widziałam. A więc nie będzie Olimpii, Mistry, Koryntu, Epidauros, Myken.
Co zatem będzie?
Z bardziej znanych miejsc Monemwasia. Poza tym półwysep Mani, odkrywanie bizantyjskich kościółków, zaglądanie do górskich wiosek, rzucanie się śnieżkami, nieznana jaskinia a przede wszystkim nieprawdopodobnie ukwiecone łąki i pobocza dróg.
Z takim planem podróżowaliśmy po zakamarkach Peloponezu.
Wyjazd od strony technicznej
Wyjazd trwał 10 dni na przełomie kwietnia i maja. Przelot do Aten, odbiór samochodu na lotnisku wcześniej zarezerwowanego w Autoway-Polska.
Zacznijmy od Monemwasji
Monemwasię założyli Bizantyjczycy na szczycie potężnej skały-wyspy. Z czasem Monemwasia stała się ważnym średniowiecznym portem oraz ośrodkiem handlowym. W szczytowym okresie mieszkało tu 50 tys. osób. Ze względu na strategiczne położenie miasto było trudne do zdobycia. Pod zarządem Cesarstwa Bizantyjskiego pozostawało prawie 700 lat. Zdobyć Monemwasię udało się dopiero Turkom w XVI wieku. W późniejszych latach miasto miało swoje „wzloty i upadki”, ale już nigdy nie było tak prężnym ośrodkiem jak za czasów Bizantyjczyków. Po otwarciu Kanału Korynckiego pod koniec XIX w. miasto zupełnie straciło na znaczeniu. Mieszkańcy zaczęli się wyprowadzać a budynki popadały w ruinę.
O odbudowie miasta, ale już w celach turystycznych, można mówić od 1971 r. kiedy otworzono most łączący Monemwasię ze stałym lądem. Obecnie miasto znów tętni życiem ale tylko w czasie obecności turystów. Stałych mieszkańców jest niewielu. Dolne Miasto zamieszkuje 10 rodzin, Górne Miasto jest niezamieszkałe od 1911 r.
Dolne Miasto
Do Dolnego Miasta wchodzimy przez ufortyfikowaną bramę.
Za nią zaczyna się labirynt wąskich uliczek. Towary do licznych sklepików, kawiarni, restauracji dowożone są wózkami. Nie ma możliwości wjechania jakimkolwiek pojazdem. Tu trzeba się koniecznie zgubić. Wtedy z gwarnych uliczek trafimy w spokojne zaułki, mury otaczające miasto czy kawiarenkę z widokiem. Centralnym punktem jest rynek z armatą pośrodku.
Górne Miasto
Z Górnym Miastem już nie będzie tak łatwo. Trzeba wspiąć się po licznych schodach. A warto! Szczególnie w kwietniu i maju (w marcu też?), kiedy nie ma upałów, a na górze zobaczymy zieleń w wiosennym rozkwicie.
Zapuszcza się tam niewielu turystów, więc będzie znacznie spokojniej. Trzeba tylko pamiętać o zabraniu wody. Na górze nie ma kawiarni ani sklepików. Wędrując w górę widzimy Dolne Miasto z coraz to innej perspektywy.
Na teren twierdzy wchodzimy podobnie jak do Dolnego Miasta przez ufortyfikowaną bramę. Wstęp jest bezpłatny.
Górne Miasto zajmuje spory teren, znacznie większy niż wydawało mi się z dołu. Właściwie wszystkie budynki zamieniły się w ruinę. Odrestaurowano tylko kościół znajdujący się powyżej bramy. Ale chyba najciekawsze są widoki na okolicę i kwitnący każdy skrawek ziemi.
Dalej pojedziemy na jedyny w swoim rodzaju półwysep Mani.
Inne miejsca które odwiedziłam zobacz na mapie.