Kilka dni spędziliśmy w Chiang Saen, ale w końcu trzeba było ruszyć w dalszą drogę czyli do Chiang Mai. To około 250 kilometrów. Właścicielka pensjonatu poinformowała nas, że o godzinie 9.00 rusza bezpośredni autobus firmy Green Bus do Chiang Mai.
Chiang Sean – dzień przed wyjazdem
Rano idziemy do punktu sprzedaży biletów. W środku zastajemy panią, która coś notuje. Jednak pani nie sprzedaje biletów, jest konduktorką. Próbuje nam pomóc, szuka kasjera lecz bezskutecznie. Mówi, żeby czekać, że kasjer zaraz przyjdzie, a sama wsiada do odjeżdżającego autobusu. W biurze jest jeszcze jedna osoba, śpiący na ławce pan. No więc czekamy. Komputer kasjera jest włączony, czyli pracę rozpoczął. Na biurku ładuje się telefon.
Mija 15 minut, pojawiła się następna konduktorka, lecz ona również nie znalazła kasjera. Czekamy. Pod jedną ścianą gość dalej śpi, pod drugą stoją paczki. Co chwilę ktoś wnosi kolejne, lub którąś zabiera. Obok stoi waga wypoziomowana różowymi klapkami.
Wreszcie po kolejnych 15 minutach pojawia się kasjer.
…..– Poproszę bilet do Chiang Mai na jutro na 9.00
…..– Nie ma, wszystkie miejsca zajęte
…..– To proszę z przesiadką w Chiang Rai
…..– Noo… są 2 ostatnie miejsca na odcinek Chiang Rai – Chiang Mai na godzinę 10.00. Z Chiang Saen do Chiang Rai musicie wyjechać o 6.20.
Biorę, nie mam wyjścia, choć wczesna godzina wyjazdu mnie nie zachwyca
Dzień wyjazdu z Chiang Sean
Jest ciemno kiedy właścicielka pensjonatu zawozi nas na przystanek. Punktualnie o 6.20 ruszamy.
W autobusie jest tylko kilka osób. Siedzenia są tak wąskie, że siadamy oddzielnie, jakiś azjatycki rozmiar chyba. Z nami jadą komary, ale nie ma ich dużo.
Ledwo ruszyliśmy, a już utknęliśmy w korku. Autobus przebija się przez gąszcz samochodów. Szeroka ulica, którą w ciągu dnia bez problemu poruszały się pojazdy, jest zakorkowana. To właściciele straganów, pobliskiego targu i kuchni ulicznych przywieźli towar i trwa jego rozładunek. Przychodziliśmy tutaj po zakupy owoców, pysznych ciasteczek kokosowych albo wafli smażonych na naleśnikarce.
Sprzedawano też ryby i owoce morza, żywe żaby (a myślałam, że to specjalność Francuzów) i pieczone robale. Robale były też żywe, hodowane w czymś co przypominało plaster miodu.
Mijamy targ. Za oknem gęsta mgła, jakiś sklep z wielkimi kogutami.
Po chwili jazdy coś na mnie kapie. Na górnej półce leżą warzywa i butelkowana woda, pewnie z tego. Przesiadam się w inne miejsce.
Jedziemy z otwartymi drzwiami, te autobusy chyba tylko tak jeżdżą. Nigdy nie widziałam aby miały zamknięte drzwi. Na drodze niewiele samochodów. Mijamy małe wioski, gdzie widać krzątaninę przy straganach. Ktoś idzie z wiadrem, inny ustawia skrzynki.
Już prawie widno, ale mgła nadal się utrzymuje. Z daleka widzę mrugające światła. To wypadek – pickup wjechał i złamał słup energetyczny. A droga szeroka – po trzy pasy w każdym kierunku plus szerokie pobocza – i znikomy ruch. Na miejscu jest policja i służby energetyczne.
W autobusie dalej niewiele ludzi. Z przodu usiadły dwie dziewczyny i chłopak, w środku małżeństwo a na samym końcu mnich.
Kawałek dalej zatrzymujemy się na kilka sekund. Konduktor podaje paczkę osobie czekającej na poboczu.
W pewnym momencie przez okno autobusu widzę postać idącą pasem rozdziału. To mnich z koszyczkiem. Słyszałam, że mnisi grupami wychodzą rano zbierać datki, ale żeby samotnie i jeszcze środkiem drogi…
Jest już widno i mgła coraz mniejsza.
Przystajemy. Wchodzi starsza pani, dwie dziewczyny i młody mężczyzna.
Po jakimś czasie zatrzymujemy się na stałym punkcie kontroli. Wsiada policjant i przechodzi przez cały autobus uważnie przyglądając się każdemu pasażerowi i ich bagażom.
Jedziemy dalej. Mgła ustąpiła, a słońce świeci coraz ostrzej.
Kolejny przystanek i wsiada małżeństwo z malutkim dzieckiem. Wszystkie miejsca zajęte przez pojedyncze osoby, więc przesiadam się do Krzyśka aby mogli usiąść razem. Część mnie zwisa z siedzenia, mimo że Krzysiek usadowił się trochę bokiem abym miała więcej miejsca. Dobrze, że Chiang Rai już niedaleko.
Przesiadka w Chiang Rai
Na miejscu jesteśmy około 8.20. Następny autobus mamy o 10.00 więc trochę przyjdzie nam poczekać. Wchodzimy do dworcowej kawiarni, klimatyzowanej i ładnie urządzonej. Kawa! – tego nam potrzeba. W bufecie napoje zimne lub gorące, jakieś chipsy, suszone owoce, ale nie ma nic do zjedzenia. W drugiej części pomieszczenia jest sklepik, gdzie zaopatruję się w gotowe kanapki. Pewnie w pobliżu kupiłabym lepsze jedzenie, ale tu nam dobrze i nie chce nam się ciągnąć za sobą walizek.
W końcu idziemy na odpowiednie stanowisko.
W drodze do Chiang Mai
Autobus sieci Green Bus przyjeżdża punktualnie. Wsiadamy tylko my i zajmujemy ostatnie dwa miejsca. To autobus dalekobieżny. Ma fotele, klimatyzację i toaletę, a każdy pasażer otrzymuje wodę o pojemności 0,4 litra.
Wyjechanie z Chiang Rai zajmuje trochę czasu z powodu znacznego natężenia ruchu. Już poza miastem mijamy kościół chrześcijański i buddyjską świątynię.
Teren coraz bardziej górzysty. Część drogi jest w remoncie i chwilami jedziemy po drodze utwardzonej lecz bez asfaltu.
Czas mija na wpatrywaniu się w zmieniający krajobraz.
To już Chiang Mai
Po ponad trzech godzinach zbliżamy się do Chiang Mai. Coraz szersze drogi i coraz większe korki.
Na skrzyżowaniach ze światłami kręcą się sprzedawcy mioteł i kwiatków. Chociaż może nie tyle kwiatków, co wiązanek składanych w świątyniach i przy prochach zmarłych.
W końcu docieramy na dworzec autobusowy z 15-minutowym opóźnieniem. Po opuszczeniu autokaru podchodzi do nas kierowca pojazdu zwanego red truck (kilkuosobowa taksówka) z propozycją zawiezienia nas dwoje do hotelu, bez czekania na innych pasażerów za 200 THB (23 zł). Wydaje mi się zbyt dużo ale kierowca nie chce zejść z ceny. Nieopodal zauważam punkt taxi i po chwili jedziemy za 150 THB na tylnej wygodnej kanapie. Do pensjonatu docieramy około godziny 14.00.
A co zwiedziliśmy w Chiang Mai możesz przeczytać w następnym poście.
Podróż po północnej Tajlandii z kilkudniowym pobytem w Bangkoku opisałam w Tajlandia bez słoni, tygrysów i długich szyi. A jednym z miejsc, które odwiedziłam w trakcie podróży była Biała Świątynia.
Inne miejsca które odwiedziłam zobacz na mapie.