We wrześniowym numerze magazynu „Poradnik domowy” ukazał się artykuł o mnie i moim mężu.
Reportaż przygotował redaktor Krzysztof Rajczyk.
.
.
Poniżej zamieszczam fragmenty artykułu:
– Z entuzjazmem wskakiwałam do naszej syrenki, gdy tata obwieszczał, że znów gdzieś ruszamy – wspomina. – Udało mi się zobaczyć kawał Polski, ale i Ukrainę, Węgry czy NRD.
Ojciec Marioli pracował w warsztacie ślusarskim, mama w magazynie, ale oboje nie zamykali się w swoim świecie, bo ciekawił ich, wzywał.– A Polska nie jest taka wielka – stwierdza Mariola.
– I mamy tu prawdziwe cudeńka. Jakieś ukryte w dolinach pałace, skanseny albo piękne jeziora czy rozlewiska.Choćby w Goczałkowicach-Zdroju, które leżą niedaleko mojego domu, znajduje się jeden z najpiękniejszych ogrodów pokazowych świata. Przy zwykłym sklepie ogrodniczym!
Podobnie z Pustynią Siedlecką, o której mało kto słyszał. Też leży niedaleko domu Marioli, a jej krajobraz nadaje się wręcz do kręcenia filmów …
– Gdybym z Krzysiem nie ruszyła się z fotela, nigdy bym tego nie widziała – przyznaje Mariola. – Podzieliłam się więc zdjęciami na swoim profilu.
Bo Mariola Jędruch nie trzyma podróżniczych przygód tylko dla siebie. Prawie dwa lata prowadzi blog i stronę na Facebooku „Seniorka z plecakiem”.Weekendowe wyprawy po kraju to część podróżniczej pasji. Mariola z mężem ruszają też bowiem dalej i na dłużej. Do czeskiej Pragi, która pokochali, ale i do… Azji.
– To wbrew pozorom nie taka kosmicznie droga eskapada dla seniora – opowiada Mariola.
–Trzeba tylko cierpliwie polować na w miarę tani bilet lotniczy, a później już koszty zwiedzania i noclegów nie odbiegają od tych w Polsce.Nie wstydzi się przyznać, że z językami obcymi jest trochę na bakier. Nie, żeby nie umiała się dogadać po angielsku, ale też nie mówi w nim płynnie.
– Czego nie dopowiesz słowami, to domigasz rękoma! – żartuje.Mariola wraca jeszcze na chwilę do obaw, które miała, kiedy pierwszy raz, w 2013 roku ruszała do Bangkoku.
– Gdy zapłaciłam za bilet, w jednej chwili dopadł mnie niepokój: „Coś ty kobieto zrobiła? Angielski znasz ledwo-ledwo, nigdy nie byłaś tak daleko, na pewno sobie nie poradzisz” – wspomina. – Ten lęk pojawia się w rozmowach z innymi ludźmi, których zachęcam do pójścia w moje ślady. Boją się nieznanego i w końcu zostają w domu. Ale tłumaczę im, że moje obawy okazały się niepotrzebne. W necie znalazłam biura w Tajlandii prowadzone przez Polaków, poumawiałam się z nimi na oprowadzanie, skorzystałam z ich rad. Udało mi się nawet wpaść z Krzysiem do Kambodży, do słynnej świątyni Angkor Wat.
– A do Bangkoku wróciłam z przyjemnością w 2015 roku…