Dzisiaj wpis gościnny Justyny z wizyty w leśniczówce Pranie.
Jutro popłyniemy daleko,
jeszcze dalej niż te obłoki,
pokłonimy się nowym brzegom,
odkryjemy nowe zatoki
Te strofy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego zna w Polsce każde dziecko. Dla większości są pewnie tylko obowiązkowym szkolnym wierszykiem.
Mnie, osobę wrażliwą na piękno przyrody oraz poezji ten i inne wiersze Gałczyńskiego fascynowały od najmłodszych lat.
Tak mi się jednak w życiu układało, że Krainę Wielkich Jezior Mazurskich zobaczyłam dopiero 6 lipca 2019. I pierwszą rzeczą jaką postanowiłam tam zwiedzić była leśniczówka Pranie – miejsce, w którym powstały najpiękniejsze wiersze o Mazurach, a moim zdaniem najdoskonalsze utwory o polskiej przyrodzie.
Pranie leży nad Jeziorem Nidzkim, parę kilometrów od Rucianego-Nidy. Jadąc tam trzeba jednak uważać, aby nie zgubić drogi – my przez pomyłkę wjechaliśmy w przedmieścia miasta i dopiero GPS doprowadził nas na miejsce.
Leśniczówka znajduje się na terenie rezerwatu krajobrazowego Jezioro Nidzkie, który jest częścią Puszczy Piskiej.
Zostawiamy auto na leśnym parkingu (5 zł za godzinę) i Aleją Nieznanego Poety ruszamy w stronę leśniczówki.
Idąc podziwiamy piękno lasu i czytamy wiersze Gałczyńskiego.
.
.
.
.
i gdy człowiek wejdzie w las, to nie wie,
czy ma lat pięćdziesiąt, czy dziewięć,
patrzy w las jak w śmieszny rysunek
i przeciera oślepłe oczy,
dzwonek leśny poznaje, ćmę płoszy
i na serce kładzie mech jak opatrunek.
Znajdujemy też tabliczkę z informacją o pochodzeniu nazwy Pranie. Okoliczne łąki (obecnie zalesione) często intensywnie „ prały” czyli parowały i stąd nazwa leśniczówki.
Przy wejściu do leśniczówki wita nas Zielona Gęś.
No tak, Gałczyński to nie tylko piewca przyrody, ale również satyryk, twórca „Teatrzyku Zielona Gęś”. A jego niezmiennie aktualne utwory fantastycznie prezentował Kabaret Olgi Lipińskiej. Często „chodził za mną” śpiewany tam kawałek:
Skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie!
(skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie)
Chcieliście Polski, no to ją macie!
(skumbrie w tomacie pstrąg)
Budynki leśniczówki są malowniczo wkomponowane w otaczającą przyrodę, a tuż obok jest wysoka skarpa ze schodami na przystań. Z jednej strony zielona ściana lasu, a drugiej otwiera się zapierający dech rozległy widok na Jezioro Nidzkie. Nie sposób się nie zachwycić.
nowe ryby znajdziemy w jeziorach,
nowe gwiazdy złowimy w niebie,
popłyniemy daleko, daleko,
jak najdalej, jak najdalej przed siebie.
Niestety, zbiera się na deszcz i toń jeziora jest szara i takie też jest moje zdjęcie. Ale nietrudno wyobrazić sobie słoneczne letnie dni w tym miejscu:
Rano słońce, rano pogoda,
idziemy do kąpieli.
Sama radość! Sama uroda!
Jak tu się nie weselić?
My natomiast uciekamy przed deszczem do „strefy zagrożonej”.
Ale nawet w deszczowe dni jest tutaj pięknie.
Ech, hałasuje deszcz!
Trawa deszczowi rada.
Szczęśliwy, szczęśliwy deszcz,
bo się może wypadać.
Kupujemy bilety (5 zł dorośli, 4 zł dzieci, 4 zł fotografowanie). Do każdego z pokojów jest szczegółowy opis, ale ja nie wnikam w szczegóły, tylko staram się wczuć w nastrój tego miejsca i pokazuję córce bardziej interesujące eksponaty.
Są tu zdjęcia i karykatury poety, wiersze, rękopisy i książki Gałczyńskiego.
Jest też i biurko z uwięzioną przy nim „ Zieloną Gęsią”.
Nie brak i osła. Czy to „ Osiołek Porfirion”?
.
Czasem o byle cień
Człowiek ma żal do człowieka,
A życie jak osioł ucieka
Gałczyński – z jednej strony wrażliwy romantyk, z drugiej celny satyryk. Tutaj odnalazł swoje miejsce na ziemi i szczęście w tak ciemnych dla naszego kraju latach (1950- 1953).
Teraz siedzi na pieńku obok leśniczówki wpatrując się w błękitną toń jeziora .
Od czasu do czasu może też uczestniczyć w odbywających się w Praniu imprezach kulturalnych.
My mamy jeszcze tylko parę godzin na podziwianie Mazur, więc jedziemy dalej poprzez świetlistą puszczę. Chcemy nasycić się pięknem tej ziemi. Mamy nadzieję, że jeszcze dziś:
Starym borom nowe damy imię,
nowe ptaki znajdziemy i wody,
posłuchamy, jak bije olbrzymie,
zielone serce przyrody.
.