Na Półwysep Iberyjski udało mi się dotrzeć dwa razy.
Pierwszy wyjazd
Pierwszy wyjazd na Półwysep Iberyjski odbył się w lipcu 1999 r. Wybraliśmy się w dwa samochody, z namiotami. Dojechaliśmy wtedy do Katalonii, lokując się na campingu najpierw w Tarragonie, później w Roses.
Jeszcze tego samego dnia po dotarciu do Tarragony, o północy wybraliśmy się na plażę, a niektórzy z nas wskoczyli do wody popływać.
Było gorące lato, mimo to chcieliśmy także coś pozwiedzać. I tak pojechaliśmy pociągiem do Barcelony. Trudno mówić o poznawaniu miasta, był to raczej jednodniowy spacer po najbardziej znanych miejscach. Chyba najdłużej zatrzymaliśmy się przy słynnych kaskadach na wzgórzu Montjuic, skąd prawie biegliśmy na ostatni powrotny pociąg.
Zwiedziliśmy także zabytkową Tarragonę, a także kilka innych miejsc jak Roses, Castello d’Empuries czy Cadaques.
Drugi wyjazd na Półwysep Iberyjski
Jedenaście lat później na Półwysep Iberyjski pojechałam po raz drugi, wtedy już tylko z mężem. To była daleka droga. Własnym samochodem przemierzyliśmy duży fragment półwyspu, docierając do najbardziej na południowy zachód wysuniętej części Europy, czyli na Przylądek Świętego Wincentego w Portugalii. W pobliżu, w odległości sześciu kilometrów znajduje się półwysep i fort Sagres. I gdyby nie obliczenia geografów, to Sagres bardziej nadawałby się na koniec Europy, jest wydłużony, bardziej dziki i mniej odwiedzany.
Na krańcach przepastnych klifów stali wędkarze trzymając się hulającego wiatru. Na sam ten widok włosy się jeżyły, nawet bez wiatru.
Dotarcie do południowego wybrzeża Portugalii do miejscowości Quarteira zajęło nam cztery dni. W podróż wybraliśmy się na początku maju i dla mnie zaskoczeniem były niskie temperatury. Wymyśliłam sobie, że powinno być około 20 stopni, a tak było tylko w niektóre dni. Noclegi mieliśmy częściowo wykupione w Eurocamp – kilka dni w miejscowości Quarteira i kilka w Noja w północnej Hiszpanii. Między jedną a drugą rezerwacją było kilka dni, kiedy szukaliśmy noclegów po dotarciu na miejsce.
Na południu zwiedziliśmy Faro, Albufeirę, Olhao, Estoi, gdzie głównie zachwycały pomarańczowo-rdzawe skały, ale też charakterystyczna dla Portugalii zabudowa.
W pobliżu Przylądka Świętego Wincentego podjechaliśmy na plażę Arrifana ze skałami czarnymi jak węgiel i plażą z żółtym piaskiem. Ten czerwony punkcik na zdjęciu poniżej to ja w grubym polarze.
Dalej ruszyliśmy na północ Portugalii, ale nie wzdłuż wybrzeża, tylko drogą w głębi lądu. Zatrzymaliśmy się w miejscowości Evora, w klimatycznym pensjonacie. Historyczne centrum wpisano na listę UNESCO, a dominującym kolorem szczególnie w wąskich uliczkach jest kolor żółty.
Kolejnym przystankiem był Park Narodowy Peneda-Geres, który przywitał nas deszczem i niską temperaturą. W wiosce, której nazwy nie pamiętam, wynajęliśmy pokój. Było naprawdę zimno. Właścicielka przyniosła nam jakiś mizerny grzejnik elektryczny, który nie dawał rady podgrzać małej łazienki, nie mówiąc już o pokoju. W nocy przykryliśmy się kołdrami i kocami, i nadal było zimno, a z ust leciała nam para. To były zbyt ekstremalne warunki. Rano pojechaliśmy dalej, zatrzymując się na chwilę w Lindoso.
Po przekroczeniu granicy dotarliśmy do miasta Ponferrada w Hiszpanii. Tu znaleźliśmy ciepły hotelik, potężny zamek templariuszy i przebłyski słońca.
Po dwóch dniach udaliśmy się do Noja położonym nad oceanem w pobliżu Santander. W samej miejscowości nie ma nic ciekawego do zwiedzania, jego atutem jest skalisto-piaszczyste wybrzeże Dla mnie ciekawy był odpływ, nigdy wcześniej nie widziałam aż tak bardzo cofającego się oceanu. Z zaciekawieniem chodziłam między wcześniej niewidocznymi skałkami.
Wybraliśmy się też na jednodniową wycieczkę do oddalonego o 160 km Parku Narodowego Picos de Europa z pięknymi widokami oraz zagubionej wśród gór wioski Bulnes.
Do Bulnes można dojechać wyłącznie kolejką poprowadzoną w tunelu, nie dociera tam żadna droga. Przez wioskę przechodzą tylko szlaki górskie. Bulnes wyglądała jakby czas się w niej zatrzymał i właściwie nie ma w tym nic dziwnego. Nieliczni mieszkańcy swoje samochody parkowali przy dolnej stacji kolejki, a wioska stała się atrakcyjna turystycznie.
I to by było na tyle wspomnień z Hiszpanii i Portugalii. Prawie objechaliśmy wokoło Półwysep Iberyjski. Po drodze odwiedziliśmy jeszcze inne miejsca, o których tu nie wspomniałam takie jak Silves, Beja, Laredo. To była piękna podróż bez granic i bez wirusów.